Jestem w grupie osób z długimi włosami. Tradycyjnie co jakiś
czas diabełek albo aniołek ( nie jestem pewna, które jest po mojej stronie)
podpowiada – „zetnij włosy, męczysz się tylko. Na noc trzeba upinać bo przez
kołduny można się popłakać. W dodatku są grube, uklepują
się często. Zapomnij przy okazji o suszarce i prostownicy. Gorąca temperatura
łamie końcówki. Zetnij! Zetnij! Zetnij!”
Raz się posłuchałam, niestety w nieodpowiednim momencie.
Rano przed lustrem wzięłam nożyczki ( spokojnie, od dłuższego czasu przycinam
końcówki sama) i ścięłam włosy do ramion. Wow! Podniosły mi się, chcą
współpracować! Szczęśliwa pognałam po operacji na zajęcia. Dziewczyny poparły
moją inwencję, chwaląc odwagę. Taka zmiana to ważny krok w życiu kobiety.
Właśnie – buty, torebkę czy biżuterię łatwo wymienić. A
kolor i wygląd włosów? Panie zanim podejmą decyzję, zastanowią się pięć razy (
kieruję się własnym doświadczeniem i obserwacją koleżanek). Zastanowiłam się
akurat wtedy może z dwa razy, nie więcej. Nerwy i desperacja robią z kobietą
straszne rzeczy.
Na początku było super, ale dorwała mnie depresja, przytyłam
około 6 kilogramów (nieudane love story). Krótsze włosy optycznie pogrubiły mi
twarz. Tragedia, nie do opisania. Na szczęście w jeszcze większy dół nie
wpadłam. Tradycyjnie po skróceniu włosów, zaczęłam tęsknić za moją długą
czupryną.
Trzy lata czekałam na pożądany efekt. Ku własnemu zdziwieniu
nie poczułam się lepiej. Zanim włosy mi odrosły wróciłam do normalnej wagi. Naturalny
kolor nudzi. Myszaty brąz jest taki nijaki. Może zmienić na czarny? Nie, co
trzecia koleżanka ma taki. Blond? Nie…. Tyle blondynek co szatynek.
Po nieudanym namyśle przychodzi czas na spotkanie z
mentorem. Salony fryzjerskie mnie odpychają swoją nieudolnością, jaką dokonały
nie raz na mojej głowie. Został mi kolega. Fryzjer z powołania. Przyszłam i
powiedziałam – „Zrób coś, cokolwiek. Zaufam twojej intuicji.” Po dwóch godzinach
spojrzałam w lustro. Zaniemówiłam. Czerwone, mieniące się w słońcu włosy jak
rubin. W połowie ich długości zaczynało się zejście na fioletowy kolor jak
ametyst. Szlachetnie, z klasą, odważnie. Nie wiedziałam, że fryzura może tak
mocno oddziaływać na samopoczucie.

Potem nadszedł czas na kombinacje. Super włosy zobowiązują
do wyglądania idealnie. Wzięłam się za poszukiwania w internecie. Pomysłów mnóstwo,
czasu też… Na tym koniec. Z chęcią pokazałabym moje zmagania w postaci
nagrania, ale laptop kosztował o tysiąc złotych za mało, dlatego też jakością
nie powala. W każdym razie dziewczynom z nagrań szło szybko i prosto. Mi nie.
Trudne, ciężkie, a większość fryzur wymagała niszczenia włosów prostowaniem i tapirowaniem.
Nie ukrywam, że efekt końcowy rewelacyjny, ale ja nie jestem w stanie podołać
wyzwaniu. Aktualnie chodzę w koku, kitce lub rozpuszczonych. Zero nerwów i
oszczędzony czas, ale dla dziewczyn, które uzbroiły się w cierpliwość –
powodzenia!
Ja mam kręcone i dość długie. Niestety za wiele nie można z nimi zrobić (chodzi mi o cięcia). Z kolorami eksperymentowałam już tak, że chyba bardziej się nie da. Skończyło się na "wschodzie" czy tam "zachodzie słońca" :-P. I powiem, że nawet jestem zadowolona. Czasami warto próbować, mimo rozczarowań można trafić w końcu na to "COŚ". :-)
OdpowiedzUsuńJa mam proste i długie, zawsze chciałam mieć za to kręcone włosy. Zawsze zazdrościłam dziewczynom które miały kręcone włosy! Dopiero niedawno polubiłam swoje włosy :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.aleksandramakota.pl/
To tak jak ja:) Próbowałam z trwałą, ale tylko niepotrzebnie zniszczyłam włosy:/
Usuń